Zadajecie sobie czasem pytanie – dlaczego pracuję w szkole? Co mnie jeszcze trzyma w tym zawodzie? Czy dalej chcę to robić? Co chwila nowe, absurdalne wymagania, wszechobecna biurokracja, symboliczna pensja, wydłużona ścieżka awansu zawodowego (od września 2018 r.) Wymieniać jeszcze? Nie, nie o to chodzi. Wad naszego systemu oświaty jest bez liku, nie mam zamiaru siedzieć w ciepłym fotelu i narzekać na los polskiego nauczyciela. Jeśli chciałbym zmienić pracę, już dawno bym to zrobił.
Czytasz wpis, więc głęboko wierzę że pomimo ciągłym kłód rzucanych pod nogi przez nasz rząd, nadal pracujesz w szkole. I chcesz.
A może jesteś na początku drogi zawodowej? Zastanawiasz się nad pracą w szkole? Ten wpis jest specjalnie dla Ciebie. Zobacz, dlaczego warto pracować w szkole. Nie taki diabeł straszny, jak go rysują. Każdy zawód ma swoje blaski i cienie. Zgodnie z zasadą – wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma…
Poniżej przedstawiam moja listę powodów, dla których pracuję w szkole. Bez lania wody, samo mięso. Wszystko przez pryzmat wychowania fizycznego, w oparciu o moje doświadczenie w pracy w kilku szkołach (7 zastępstw, 5 szkół – kto mnie przebije?). Na szczęście, nie jestem wychowawcą, więc odchodzi mi dużo innych obowiązków i papierkowej roboty.
1. Praca z dziećmi z różnych środowisk
Pierwszy punkt, najważniejszy. Praca z dziećmi. Uzdolnionymi, energicznymi, kreatywnymi, chętnymi, zaangażowanymi w zajęcia sportowe. Hola, hola, zapędziłem się. To także prowadzenie zajęć z dziećmi z problemami wychowawczymi, ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, opornymi na sport, niechętnymi na jakiekolwiek ruch. Pełne spektrum środowiska lokalnego. Jest to wymagająca praca, jakże inna od prowadzenia zajęć w klubach sportowych. Nie ma mowy o rutynie, każde zajęcia są inne, z każdą grupą inaczej pracuję.
Dzieciaki potrafią zaskakiwać, kiedy widzę ich postęp, od razu pojawia mi się wielki banan na buzi. Irytują jak mało kto, nieraz próbują wyprowadzić z równowagi, sprawdzić nauczyciela, na ile mogą sobie pozwolić. Życie. Ciągle zaskakuje, bez względu na staż i miejsce pracy. Nie wyobrażam sobie mechanicznej pracy, która oparta jest na wykonywaniu tych samych czynności przez 300 dni w roku. To nie w mojej naturze. Musi się coś dziać. Przynajmniej w pracy.
Nie, to nie jest tak że mam anielska cierpliwość. Czasem mam dość pracy z dzieciakami, włącza mi się w głowie czerwona lampka. Co wtedy robię? Zwalniam. Po prostu. Nie biorę zastępstw, odwołuje treningi, nie piszę nic na blogu. Odrzucam wychowanie fizyczne, zajmuję się czymś innym. Dopóki nie zgłodnieje…
Zobacz również:
Czy praca w szkole różni się od prowadzenia zajęć w klubie sportowym?
2. Możliwość rozwoju zawodowego
W Karcie Nauczyciela jest wprost napisane, że obowiązkiem nauczyciela jest doskonalenie i rozwój zawodowy. Nie o samą Kartę Nauczyciela chodzi, ale o wewnętrzną potrzebę pogłębiania wiedzy z danego przedmiotu. Jesteś często na moim blogu, więc poszukujesz nowych inspiracji na ciekawe zajęcia ruchowe 🙂 Nie muszę robić specjalistycznych kursów, studiów podyplomowych (choć posiadanie „papierka” nadal w naszym kraju ma duże znaczenia, niestety), by w pełni rozwijać się zawodowo. W internecie jest cała masa wartościowej treści, którą możemy wykorzystać podczas naszych zajęć. Rozmowy z innymi nauczycielami, trenerami to już wymiana doświadczeń, a co za tym idzie pogłębianie wiedzy z danego obszaru. Jeśli nie idziesz do przodu, to automatycznie wrzucasz bieg wsteczny. Oklepane frazesy? Pewnie tak. Można pracować bez chęci doskonalenia zawodowego? Oczywiście, że tak. Można rzucić piłkę w myśl zasady „mata grajta”? Tak. Można przepękać 9 miesięcy w oczekiwaniu na kolejne wakacje. Można. Tylko co to za praca?
Ścieżka awansu zawodowego poniekąd „zmusza” do samokształcenia, doskonalenia zawodowego nawet najbardziej opornych. Większość czasu spędza się nad papierkami. Lub zbieraniem kwitów ze szkoleń. Byle do odhaczenia. Nie jest to idealna forma zdobywania wiedzy, wiele rzeczy robi się tylko po to, żeby zaliczyć staż. Mylę się?
Czasami jesteśmy zmuszani do szkoleń, na których najciekawszą rzeczą jest spoglądanie na wskazówki zegara. Tik-tak, tik-tak. Jeśli już wybieram szkolenie, to takie z którego coś wyniosę (nie, nie długopis i kartkę papieru), wiedzę która przełoży się bezpośrednio na moje lekcje i treningi. Tak naprawdę, w każdym szkoleniu można coś dla siebie znaleźć, choćby jedną rzecz, która wzbogaci nasz warsztat pracy.
Jeszcze raz, nie chcę stać w miejscu, stosować wiedzę poznaną na studiach, prowadzić ciągle tych samych lekcji. Nie jestem robotem. Jestem egoistą, szybko się nudzę. Czasy się zmieniają, dzieciaki się zmieniają. Ja się zmieniam. Ty też. Fajnie jest przeprowadzić lekcje w oparciu o nowe pomysły, formy z wykorzystaniem dodatkowego sprzętu sportowego. Ok, nie zawsze wychodzi, ale idziemy dalej, do przodu.
Nie przegap:
Co zrobisz, gdy wpadniesz w sidła rutyny?
3. Sport
Cały czas obracam się wokół sportu. Koszykówka, siatkówka, piłka ręczna, piłka nożna, unihokej. Tak mogę wymieniać i wymieniać. Nie ukrywam, czasem lubię pograć z dzieciakami, mogę wreszcie postrzelać bramki/porzucać do kosza 😀 Wymyślam nowe gry i zabawy ruchowe, szukam inspiracji na szkoleniach, w Internecie. A potem idę pobiegać z chłopaki za piłką. Od malucha nic się zmieniło. I niech tak zostanie.
4. Umowa o pracę, świadczenie socjalne
Umowa o pracę, składki zdrowotne, składki emerytalne. Coś co powinno być normą dla każdego pracownika, niekonieczne jest przestrzegane w naszym kraju. Pracując w szkole masz zapewnione wszystkie niezbędne świadczenia, dofinansowania do remontów i wakacji w ramach Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Na święta otrzymujesz bony lub karty upominkowe, w oparciu o wysokość zarobków. Wynagrodzenia nie otrzymujesz spod lady od Pana Janusza, wszystko jest prawnie uregulowane, nikt Cie nie oszuka, pensja jest zawsze na czas, co daje względne poczucie bezpieczeństwa.
Tego punktu w ogóle nie powinno być w zestawieniu, ale sami wiecie, człowiek ima się różnych zawodów, spotyka się z różnymi pracodawcami, którzy albo płacą grosze, albo z opóźnieniem, albo wcale.
5. Wolne wakacje
Urlop nauczycielski – najbardziej wypominany urlop w Polsce. Temat rzeka. Dla niektórych najważniejszy argument, żeby zostać nauczycielem (serio?). 2 miesiące wakacji + ferie + wolne święta. Ok, jest trochę tego. Przyznam, miło się odpoczywa w okresie letnim, jest sporo czasu na leniuchowanie lub wyjazd na obóz z dzieciakami (lub na inną aktywność, niekoniecznie zarobkową). Na początku mojej przygody ze szkołą, wolne wakacje były dla mnie zbawieniem, rajem na ziemi. Dzisiaj niekoniecznie. Zmieniły się moje plany, priorytety życiowe. Chcę podróżować jak najwięcej, a praca w szkole uniemożliwia mi urlop w dowolnym okresie w roku. Jestem „skazany” na sam środek sezonu, gdzie ceny wyjazdów są patologiczne. Przynajmniej dla polskiego nauczyciela.
Byłbym hipokrytą, gdybym narzekał na wolny lipiec i sierpień. Wyjazdy planuję z dużym wyprzedzeniem, więc ceny bolą, ale są do przełknięcia. Wakacje to czas kiedy mogę trochę poleniuchować z moją MAŁĄ, przy okazji nadrabiam zaległości blogowe z całego roku. Wakacje to piękny czas…
6. Możliwość dorobienia w godzinach popołudniowych
Większość nauczycieli łączy pracę w szkole z treningami w klubie sportowym (etat w szkole to głodowa pensja). Wszystkie lekcje kończą się max o 16:30, więc mam czas na dorobienie w klubie piłkarskim. Wszystko jest płynne, nie mam przeszkód, część dzieciaków znam ze szkoły. Klub, szkoła i blog tworzy mój ekosystem. Wszystko jest ze sobą powiązane. Soboty i niedziele wolne, tzn. dla mnie nie do końca wolne, bo w weekendy jeżdżę ze swoimi chłopakami z Łódzkiej Akademii Futbolu na turnieje lub gramy ligę. Nie ma to związku ze szkołą, to mój wybór, chcę to robić. Działam na wielu płaszczyznach, pracuję w wielu miejscach, nie ma mowy o nudzie, rutynie. Praca w klubie to dla mnie odskocznia, możliwość pracy z dziećmi, które przychodzą na trening bo CHCĄ. Odpadają problemy wychowawcze, papierkowa robota, świat jest wtedy piękniejszy 🙂
7. Wychowanie fizyczne!
Dzieciaki (zwłaszcza młodsze) uwielbiają nasz przedmiot, więc pół roboty mamy z głowy. Nie musimy zachęcać, zmuszać, straszyć. W podstawówce dzieci aż się rwą do ruchu, rozpiera ich energia. Czekają przed szatni, gotowi na wycisk. W takich warunkach chce się pracować. Mega pozytywnie!
Na lekcji wychowania fizycznego mogę „odpocząć” od piłki nożnej. Tak, odpocząć. Czasami mam przesyt futbolu, wszędzie tylko piłka, piłka i jeszcze raz piłka. W tygodniu, weekendy, w telewizji i na stadionie. Zgłupieć można do reszty. Na lekcji mogę skupić się na innych dyscyplinach, złapać trochę oddechu, nauczyć nowych elementów, zastosować inne gry i zabawy ruchowe. Oczywiście, są klasy z którymi pracuję mi się wybornie, z innymi zaś męczę się niemiłosiernie. Ogólnie na plus, choć dzieci są „inne”, ale to kolejny temat rzeka. Ma być miło i przyjemnie.
8. Brak nudy!
W szkole jestem nauczycielem, organizatorem, sprawozdawcą, wychowawcą, informatykiem. I Bóg wie, kim jeszcze. Chociaż czasami marudzę, narzekam na coraz to nowe obowiązki, psioczę gdy mam wypełnić dokumenty szkolne, to z drugiej strony… ciągle coś się dzieje. Na każdym kroku wychodzę ze strefy komfortu, dzięki czemu stale się rozwijam. W różnych aspektach. Ale jak miałem tremę przed wystąpieniami publicznymi, tak mam do tej pory. Obym znowu nie musiał występować publiczne na uroczystościach szkolnych. To za wiele dla mnie.
Przedstawiłem moją subiektywną listę powodów, dla których pracuję w szkole. Skupiłem się tylko na tych najważniejszych, plusików jest jeszcze więcej, wystarczy je dostrzec w codziennej pracy.
Za tydzień opublikuję listę rzeczy, które irytują mnie w polskim szkolnictwie. Nie będzie różowo, lista powodów dla których nie warto pracować w szkole jest ciut dłuższa 🙂 Zresztą, sprawdźcie sami za tydzień!
Chcesz otrzymywać powiadomienia o najnowszych wpisach (i nie tylko)? Zapisz się do newslettera, a nie pożałujesz, obiecuję!
Piątka!