W tym roku po raz pierwszy prowadziłem lekcje WF w klasie łączonej (dziewczęta i chłopcy). I co? Zupełnie nic. Lekcja jak lekcja, niczym się nie różni od „tradycyjnej” jednostki z chłopakami. Nie rozumiem malkontentów, którzy ciągle marudzą, że powinien być sztywny podział na grupy męskie i żeńskie. Problem leży gdzie indziej.
Z początku ciężko było mi się przyzwyczaić do tego, że mam pod swoimi skrzydłami dziewczęta i chłopców razem na lekcji. Często zwracałem się do klasy w formie męskiej, jednak z czasem nie zapominałem o płci pięknej. We wpisie odniosę się tylko do szkoły podstawowej, w dalszych etapach nie miałem okazji pracować.
W II etapie edukacyjnym różnice (budowa ciała, ogólna sprawność fizyczna) pomiędzy chłopcami a dziewczętami są niewielkie. Praktycznie żadne. Z czystym sumieniem mogę napisać, że w moich klasach dziewczęta są sprawniejsze fizyczne od chłopaków.
Nie widzę żadnych przeciwskazań, żeby dzieci ćwiczyły razem. W dorosłym życiu, kobiety i mężczyźni razem aktywnie spędzają czas.
Chłopaki nie popisują się, jest współpraca w całej klasie, jest impreza i zabawa. Z początku myślałem, że dziewczęta będą wstydziły się ćwiczyć, ale nic z tych rzeczy. Dojrzewanie i okres buntu jeszcze przed nimi. Na szczęście…dla mnie. A co z „męskimi” sportami?
Zobacz również: Jak sprawiedliwie oceniać uczniów na lekcji wychowania fizycznego?
Posłużę się przykładem futbolu. Od 300 lat piłka nożna jest sportem poniekąd zarezerwowanym dla facetów. Prawdziwych mężczyzn, a nie płaczków i nurków. Ale futbol jest na tyle pięknym sportem, że każdy powinien czerpać z niego radość pełnymi garściami. Maluchy, dzieciaki, emeryci, niepełnosprawni-dosłownie wszyscy. Elementy techniczne nie są najmocniejsza stroną dziewcząt, ale za to nadrabiają charakterem, walką, zaciętością. Co nie można powiedzieć o chłopakach-marudach, którzy za każdym razem płaczą, gdy stracą gola. Często pytam się ich, czy nie potrzebują chusteczek do oczu. Dziwnym trafem zbierają się szybko, już nie mają ochoty na lamentowanie i użalanie się nad sobę. Ehh, Ci panowie piłkarze…
Ale z piłką nożną jest jak ze zbijakiem-większość chce zagrać, a co do czego przychodzi, to tylko kilka osób aktywnie uczestniczy w grze. Czy chłopaki, czy dziewczyny grają absolutnie nie ma żadnego znaczenia. Niejedna Julia gra lepiej od Jaśka, biega, walczy i strzela bramki, co wywołuje zdziwienie, drwiny, ale potem przechodzi… w normalność.
Problemem współczesnego wychowania fizycznego nie są łączone klasy, ale duża liczba ćwiczących na lekcji (masakryczne 26 osób) oraz słabe warunki bazowe. Prawdziwym dramatem jest prowadzić lekcje z 26 uczniami w małej sali gimnastycznej lub na korytarzu. I nie ma tu znaczenia, czy ćwiczą tylko chłopaki, czy klasa jest łączona. Tak czy siak, człowiek musi się nieźle nagimnastykować, żeby to wszystko miało ręce i nogi.
Tak, jestem za tym, żeby cała klasa ćwiczyła razem. Nie, nigdy nie zaakceptuję genialnego pomysłu, żeby na jednej lekcji ćwiczyło 26 uczniów. Niech urzędnicy sami prowadzą lekcje w takich warunkach. Najłatwiej mądrzyć się przy biurkach, pisać górnolotne programy, projekty, które mają się nijak do polskiej rzeczywistości. A nauczyciel (sam) musi to wszystko sam zorganizować…