Dzisiejszy wpis poświęcę wszelakim zajęciom dodatkowym, które są organizowane dla naszych pociech. Tak, dzięki zajęciom dodatkowym dziecko może poszerzać wiedzę z danego obszaru, rozwijać zdolności intelektualne. Czasami mam wrażenie, że to początek wyścig szczurów. Od najmłodszych lat dziecko przygotowywane jest do dorosłego życia, ale czy cena za znalezienie „dobrej pracy” w przyszłości nie jest za wysoka? Gdzie jest miejsce na swobodne zabawy? 

W latach 90-tych większość czasu spędzałem na dworze z kumplami, grając w piłkę nożną, kosza. Fakt, za dużo innych rozrywek nie było (można było pomarzyć o PS4, komórkach, internetach), ale gdy rodzice proponowali mi dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, krzywiłem się niemiłosiernie. Miałem swój świat, beztroski, bez udziału dorosłych. Przychodziłem ze szkoły, odrabiałem lekcje (na pewno :D), wychodziłem na dwór. Czy było upalnie, czy zimno jak w kieleckim. TO się nazywa prawdziwe dzieciństwo, które  nigdy nie zapomnę.

„Kto nie przypomina sobie wyraźnie własnego dzieciństwa jest złym wychowawcą” Marie von Ebner-Eschenbach

Czemu o tym wspominam? Jestem przerażony, w jak dużej ilości zajęć dodatkowych zajęć uczestniczą współczesne dzieciaki. Od najmłodszych lat, od rana do wieczora mają zorganizowany czas.

Rodzice dbają o rozwój dziecka, ale z drugiej strony czy nie zabierają najpiękniejszego czasu dzieciakom? Czy gra jest warta świeczki? A podwórka zamieniają się w parkingi…

Ostatnio na treningu, 6-latek podszedł do mnie (podczas ćwiczenia) i poinformował mnie, że na innych zajęciach już ten element ćwiczy (prowadzenie piłki prostym podbiciem). Chwila, moment… czyli ćwiczy 4 razy w tygodniu (u mnie 2, u innego trenera 2)? Czy to nie przesada? W chwili obecnej, dziecko może cieszyć się treningiem, ale nie wiem, czy za kilka miesięcy nie odczuje przesytu piłką nożną. Czy dziecko nie jest podświadomie poddawane presji przyszłego wyniku? Jak coś nie wyjdzie (niebo to nie to samo co raj), to rodzice mogą mieć pretensje do całego świata, w końcu tyle zainwestowali w swojego małego piłkarza. Czy to tylko moje, mylne wrażenie?

Jeszcze przed ustalaniem treningów w okresie zimowym, rodzice informowali mnie, że dzieci nie mogą ćwiczyć w te, czy inne dni bo mają już zaplanowane inne zajęcia dodatkowe. Judo, basen, angielski, origami, i Bóg wie, co tam jeszcze. Czy dzieciaki mają czas wolny? Zajęcia rozpoczynają o 8 rano, niekiedy kończą po 18. Dzień zaplanowany od pierwszej do ostatniej minuty. Spokojnie dziecko wypełnia 8-godzinny etat.  Po takim dniu byłbym mega skonany (szkoła+zajęcia dodatkowe+odrabianie pracy domowej), pamiętajmy że to są jeszcze dzieciaki, o nie korpoludki z Sochaczewa. W mojej poprzedniej szkole były nawet dodatkowe zajęcia pozalekcyjne z j. chińskiego. Pamiętam, jak dzieci chowały się, gdy była zbiórka na dodatkowe lekcje j. angielskiego (pracowałem w świetlicy). Maluchy chciały się jeszcze chwilę swobodnie pobawić, a nie tylko nauka, nauka, nauka. Chore ambicje rodziców, którzy chcą żeby ich pociechy były następcami Einsteina, Lewandowskiego czy Maślaka.

Zwolennicy zajęć dodatkowych za chwilkę podniosą głos – lepiej gdy dziecko uczęszcza na zajęcia dodatkowe, niż ma siedzieć przy kompie, biernie odpoczywać. Nie, to kwestia jak spędza nasza pociecha czas wolny, jak mu się pozwala siedzieć przy komputerze, to tak czy siak będzie się garbiło i grało w LOL-a. Czy w czasie wolnym, czy po zajęciach dodatkowych (w nocy?). Słaby argument.

W pierwszych latach rozwoju dziecka to rodzic jest osobą najważniejszą, która stanowi dla dziecka model i autorytet, jednak z czasem rolę tę przyjmuje także inny dorosły – nauczyciel lub trener – który zaczyna oddziaływać na rozwój małego sportowca. Rozsądny, odpowiedzialny rodzic może dać pierwszy sygnał, bodziec do zainteresowania, wzbudzenia pasji u dziecka. Racjonalne wspieranie dziecka w rozwoju przyniesie określony efekt w przyszłości. Już nawet nie chodzi o to, żeby dziecko było mistrzem w danej dziedzinie, ale żeby cały czas pielęgnowało swoją pasję. Bez nacisków, dodatkowej presji. Czemu o tym piszę? Kilka tygodni temu poprosiłem rodziców, aby ustawili się za boiskiem, tak aby dzieci nie miały z nimi kontaktu wzrokowego i słuchowego. Wcześniej stali się przy przy linii bocznej, mi to nie przeszkadzało, czasem się odzywali, zwracali uwagę dzieciom, ale było to marginalne zachowanie. Niby niewielka zmiana, ale jakże inne zachowanie dzieciaków, nie do poznania. Są bardziej spontaniczne, bardziej psocą, nie mając nad sobą bezpośredniego wzroku rodziców, zachowują się naturalnie.

Zobacz również: Czy rodzic może być dobrym trenerem?

Żebyście dobrze mnie zrozumieli, nie jestem całkowicie przeciwny zajęciom dodatkowym. Sam prowadzę treningi, jest to moja dodatkowa praca, którą lubię i szanuję. Ale wszystko z umiarem. Tak przyzwyczailiśmy dzieci do zorganizowanych zajęć, że czasami brakuje im spontaniczności, dziecięcej naturalności. Niestety, jak dacie dzieciom czas wolny, nie zorganizujecie im zabawy, to same czują się zagubione. Nie wiedzą, co ze sobą zrobić. To przykre.  Nie zawsze tak jest, ale sam fakt, że osoba dorosła musi cały czas nadzorować, kierować, pilnować jest przerażający.

Być może moja opinia o dużej ilośći zajęć dodatkowych ulegnie zmianie, gdy sam zostanę ojcem. Kto wie, może będę zapisywał dzieciaki na tysiąc różnych kół zainteresowań. Tylko fanatycy nie zmieniają zdania. Czas pokaże.


Facebook Like Box provided by plumber orange county