Podpowiadać czy nie podpowiadać dzieciom podczas meczu? Oto jest pytanie, które wraca jak bumerang. Czy trener powinien instruować dzieci podczas meczu, czy pozwolić na pełną swobodę podczas gry? Szukamy złotego środka, głosu rozsądku, sposobu pracy z konkretną grupą dzieci. Każdy trener ma swój warsztat pracy, inne metody treningowe, koncepcje gry.
Podpowiadanie dzieciom podczas meczu? Tak, większość z nas połączy to z rodzicami, ciociami, dziadkami i wujkami. Rodzice są różni, kto choć jeden dzień pracował w szkole lub w klubie sportowym, ten wie o czym piszę. Zresztą, daleko nie trzeba szukać – jeździmy na mecze i obserwujemy rodziców z przeciwnych zespołów. W mediach społecznościowych jest cała masa smutnych (tak, smutnych!) filmów z rodzicami-kibicami w roli głównej. Poniżej znajdziecie przykładową kampanię edukacyjną The Football Association. Rodziców nie zmienimy, ale mamy wpływ na ich zachowanie podczas meczów.
Negatywne zachowanie rodziców na meczu (podpowiadanie, presja na dziecku, wulgaryzmy, kłótnie) to WINA TRENERA.
Ustalenie zasad współpracy z rodzicami to podstawa naszej pracy. Jeśli nie robimy cyklicznych zebrań z rodzicami, nie rozmawiamy z nimi, nie edukujemy, to w jaki sposób mamy oczekiwać samych pozytywnych zachowań na trybunie? Biorę poprawkę na to, że większość rodziców jest zafiksowania na punkcie swoich dzieci. Do tego dochodzą emocje podczas meczu, interakcja z innymi rodzicami, błędne decyzje sędziego, i mamy gotową mieszankę wybuchową. Edukacja, edukacja, i jeszcze raz edukacja rodziców. Oczywiście, jest to proces, będą pojawiały się pojedyncze podpowiedzi, ale wszystko minimalizujemy na bieżąco. Nie jest to łatwa praca, ale konieczna. W ciągu kilku lat pracy, raz miałem spięcie z rodzicami, ale na krótkim zebraniu szybko rozwiązaliśmy problem, sprawa została wyjaśniona. Każdy problem musi być omawiany na bieżąco, wszelkie niedomówienia, niepozałatwiane sprawy mogą wpłynąć na dezorganizacje naszej drużyny. I to będzie nasza wina, bo my jesteśmy odpowiedzialni za funkcjonowanie zespołu.
Zamykam temat rodziców.
Podpowiadać czy nie podpowiadać dzieciom podczas meczu?
Kilka dni temu na moim fanpage’u (WFdlakazdego) umieściłem krótką ankietę z pytaniem „Czy podpowiadasz dzieciom podczas meczu?”. Poniżej zrzut ekranu z wynikami:
Ankietę umieściłem również na naszej zamkniętej grupie FB @NauczycieleWFitrenerzy:
oraz na grupie trenerskiej @Trenerzypilkinoznej-dzieci.
Z przeprowadzonych króciutkich ankiet wynika, ze większość z Was podpowiada dzieciom na meczach. Fakt, ankieta jest uproszczona (0,1), ale chodziło mi o zbadanie ogólnej tendencji, bez wdawania się w szczegóły. O komentarz poprosiłem również kolegów po fachu:
Marcin Olborski, razem prowadzimy chłopców z rocznika 2010, Łódzka Akademia Futbolu
„Generalnie staram się w trakcie gry zawodnikom podpowiadać jak najrzadziej. Najczęściej moje wtrącenia są motywacyjne dotyczące przyśpieszenia/zwolnienia w grze, poprawienia ustawienia, krycia. Szybkie korekty wprowadzam w trakcie przerwy, wtedy mam kilka minut na wypunktowanie dobrych stron naszej gry i słabszych elementów do poprawy w kolejnej tercji/połowie. Całą analizę przeprowadzam po spotkaniu lub na najbliższym treningu i wtedy mamy czas na zadawanie pytań, przemyślenia małych piłkarzy, podkreślanie dobrych działań indywidualnych i grupowych i korygowanie błędów. Podpowiedzi wg mnie są konieczne, jednak ukierunkowane na ww. rzeczy tak aby nie zaburzały kreatywności młodych zawodników.”
Adam Blidzewski, założyciel Królewskich Płock, Trener chłopców z rocznika 2008, autor bloga Trenera Okiem
„Z reguły nie podpowiadam, a jeśli już, to zadaję pytanie. Przykład: mój obrońca zostawia za plecami napastnika. Wtedy pytam: Czy mamy zabezpieczoną bramkę? Albo on ta no zareaguje, albo nie.
Inna sytuacja, to pytam po fakcie. Czyli zostawiony napastnik dostał piłkę i straciliśmy bramkę. Pytam obrońcę: Dlaczego straciliśmy bramkę? Co zrobić, żeby nie stracić następnym razem bramki?
Czasami krzyczę coś wprost np. aktywność (czyli, żeby mieli nogi gotowe do działania) albo ustawienie ciała (np. podczas rzutu rożnego w obronie). Jeśli grają nerwowo albo w sposób inny niż trenujemy, mówię żeby się uspokoili. Bardzo krótkie wrzutki.
Natomiast staram się czuć grę i reagować wtedy, kiedy moi zawodnicy mnie potrzebują. Czyli jeśli mają kryzys, stracili bramkę czy coś podobnego, wtedy ich dopinguję, mówię że sobie poradzą, że jest dużo czasu itd. Staram się im dodać energii i otuchy.
Nigdy nie krytykuję podczas meczu moich zawodników, nawet po największych błędach. Nie wyśmiewam, nie mam pretensji.”
Jakub Śpiegowski, koordynator w Akademii Piłkarskiej Szczecinek, Trener chłopców z rocznika 2011/2012, autor bloga PNDD (piłkanożnadladzieci)
„Ciągłe podpowiadanie, sterowanie i decydowanie za dzieci podczas meczu jest złe. Wiadomo czasem coś się wyrwie, jesteśmy tylko ludźmi, ale musimy myśleć o tym co najlepsze dla naszych zawodników. Czy jeśli będę „myślał za niego” i cały czas mu podpowiadał, to proces nauki będzie optymalny? Oczywiście, że nie. Każdy z nas lepiej się uczy, jeśli sam doświadcza danej sytuacji. Później możemy pomóc wyciągnąć wnioski, ale nigdy nie decydujmy za zawodników. Rozmawiać możemy po akcji, w przerwach między meczami, czy na treningu, to jest czas dla nas. Sam mecz jest dla zawodników i to oni powinni podejmować własne decyzje. Pracując z dziećmi daję im swobodę na boisku, czasem coś podpowiem, ale nigdy nie decyduję za nich i nie mówię, co konkretnie ma zrobić zawodnik. Chcę żeby mecz był dla nich efektywną nauką, a nie bezmyślnym odtwarzaniem tego, co mówi trener.”’
Piotr Wasiak, Trener chłopców z rocznika 2010, 2007 oraz grup przedszkolnych, UKS SMS Łódź
„Rozmawiałem ze swoim promotorem, Trenerem Dolańskim, (podczas studiów magisterskich na AWFiS w Gdańsku) na ten temat: Czy podpowiedzi w czasie meczu są wskazane czy niewskazane? On odpowiedział mi w ten sposób: -Trening to jest powiedzmy lekcja matematyki, czy tam innego przedmiotu, a mecz to jest sprawdzian. Pytanie jest następujące – kiedy nauczyciel podpowiada w czasie lekcji/treningu? Czy w czasie meczu/sprawdzianu? Najlepiej człowiek uczy się na własnych błędach, więc niech jak najwięcej dzieci kombinują same, szukają własnych rozwiązań, ale Trener powinien to nadzorować i służyć treściwą radą.
Natomiast, jeśli chodzi o podpowiadanie przez trenerów, mogę tylko i wyłącznie odpowiadać sam za siebie. Ja staram się jak najwięcej informacji przekazać w czasie treningu grupowego czy indywidualnego, a w czasie meczu staram się ugryźć w język. Wiadomo czasami jest z tym ciężko, ale ograniczam się tylko do takich słów jak „Spójrz” „Zobacz” „Rozejrzyj się” lub ewentualnie po skończonej akcji pytam zawodników – Czy mógłbyś zagrać na przykład w ten lub inny sposób? Jak według ciebie można było tą sytuację inaczej rozwiązać?”
Moje 3 grosze…
Odniosę się do zawodów międzyszkolnych oraz meczów ligowych, sparingów, turniejów sportowych.
Szkoła
Przyznam szczerze, że nie lubię jeździć na zawody organizowane przez Szkolne Związki Sportowe. Czemu? W 95% chodzi tylko o wynik sportowy, zdobywasz puchar dla szkoły i punkty w klasyfikacji generalnej, chwalisz się dyrekcji, jest kolorowo, wszyscy klepią nas po ramieniu. Człowiek sukcesu. Nic dalej się nie dzieje. Przegrywasz w fazie grupowej, nie awansujesz do dalszej fazy. Nic dalej się nie dzieje. Tylko tu i teraz się liczy. Wynik się liczy. I to własnie na zawodach szkolnych najczęściej trenerzy wrzeszczą, kłócą się z sędziami, z innymi trenerami. Dlaczego? Bo wynik. Bo nikt po zawodach nie spyta, czy Twoja drużyna dobrze grała, czy zawodnicy robią postępy etc. Nie zastanawiasz się, co poprawić podczas następnych treningów, lecisz dalej z podstawą programową z wychowania fizycznego. I to nie jest atak, tylko szkolna rzeczywistość. To zupełnie inna praca niż klubie sportowej. Realizując podstawę programową, nie mam kiedy przygotować dzieciaków do zawodów. Godzina zajęć pozalekcyjnych? Proszę… Nie ma sensu jeździć na zawody szkolne z dziećmi nietrenującymi daną dyscyplinę w klubie sportowym. Wyjątkiem są szkoły współpracujące z klubami sportowymi, klasy sportowe, SKS-y etc. Kilka lat temu w gorzkich słowach opisywałem nie samą idee zawodów szkolnych, ale całą (niekoniecznie) zdrową otoczkę, presję wyników etc. Zapraszam do lektury:
Czy zawody szkolne zrujnują wychowanie fizyczne?
Klub Sportowy
Nie podpowiadałem. Jeszcze do niedawna, kompletnie, ale to kompletnie nic nie podpowiadałem moim dzieciakom. Zawodnicy mieli wszystko robić samodzielnie, podejmować sami decyzję, dałem im czas na swobodną grę, zero interwencji z mojej strony. Byłem cicho. Niektórzy mogli odnieść wrażenie, że wyłączam się, jestem bez emocji (zarzut jednego rodzica). Nie do końca, jestem obserwatorem, nie bieżąco wszystko analizuję. Z biegiem czasu, moja postawa na ławce trenerskiej stopniowo ewoluowała, jestem aktywniejszy, podpowiadam w sytuacjach… no właśnie, w jakich?:
PRZED MECZEM:
- Ustalam cele, zadania główne meczu (np. gra z bramkarzem, szybkie wprowadzenie piłki z autu).
- Zwracam uwagę na elementy techniczne, które ćwiczymy na treningu (np. przyjęcie kierunkowe piłki).
- Przypisuję pozycję (w czasie meczu rotacja), z każdym zawodnikiem rozmowa indywidualna.
W CZASIE MECZU
- Motywuję zawodnikach do większego zaangażowania.
- Uspakajam, kiedy widzę że dzieci reagują nerwowo, szybko pozbywają się piłki, bez sensu wybijają na aut.
- Koryguję błędy w ustawieniu, przypominam o celach i zadaniach meczowych.
Nie biorę ze sobą Fify 19, pad do konsoli zostawiam w domu. Sterowanie zawodnikami to objaw leniwego umysłu. Okrzyki trenera – „Podaj!”, „Uderz!”, „Zagraj!” na krótką metę mogą być skuteczne (drużyna wygra mecz?), ale upośledzają kreatywność zawodników. Nie wywieram presji na zawodnikach, nie krzyczę, nie gestykuluję, pełny spokój (kwestia charakteru i podejścia do życia). Krzyk jest oznaką słabości. Oczywiście, podczas niejednej akcji miałem ochotę krzyknąć do dziecka „uderz”, ale w porę zapala mi się w głowie czerwona lampka, gryzę się w język. No prawie zawsze. Czasem mi się zdarzy…
Dzieci same muszą podejmować decyzję, tylko wtedy będą się rozwijały, uczyły na swoich błędach. Nie będę ich wyręczał, traktował jak marionetki. Nasze działania muszą być długofalowe, pojedynczy wygrany, ale słaby jakościowo mecz mnie nie interesuje. Żeby była jasność – zawsze gramy o zwycięstwo, wynik meczu jest bardzo ważny, ale nie za wszelką cenę, po trupach. Przynajmniej nie na tym etapie. Nie ilość, ale jakość gry.
Jesteśmy odpowiedzialni za kształtowanie świadomości naszych zawodników. Często podczas treningu lub sparingów (gdzie mamy czas) zadaję swoim zawodników szereg pytań – dlaczego tak gramy? Dlaczego przyjęcie kierunkowe ma kluczowe znaczenie? Co mogłeś zrobić inaczej? Nie podaję im gotowych rozwiązań, muszą sami myśleć, wyciągać wnioski. Na meczach sytuacja jest bardziej skomplikowana, sytuacje meczowe zmieniają się co chwilę, trzeba szybko działać. Na pytania do zawodników jest czas w dłuższych przerwach, podczas gry PODPOWIADAM po akcji, czyli krótka informacja zwrotna dla zawodnika np. jaką inną opcję zagrania w danej sytuacji mógł wybrać. Bez krzyku, czy też nakazu -„musisz zagrać następnym razem!”. Jego decyzja. Moja odpowiedzialność.
Grupa zaawansowana a grupa początkująca?
Czy w obu grupach postawa trenera na ławce trenerskiej musi być taka sama? Moim zdaniem, nie. Siłą rzeczy, w grupach początkujących więcej podpowiadamy, nie jest to nic złego, zwłaszcza na tym etapie nauczania. W innym przypadku, skąd mają dzieci wiedzieć, że robią coś źle? „Puszczenie” ich do samodzielnej gry niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Ok, będzie zabawa, duża intensywność, ale niekoniecznie musi iść to w parze z jakością gry. Nie chcę, ale muszę przerywać grę. Trochę kosztem intensywności. Zresztą, pewnie sami zauważyliście na turniejach, że przeważnie najgłośniejszy są trenerzy „słabszych” ekip. Przeważnie, ponieważ wiele zależy od charakteru trenera. W grupach zaawansowanych, siłą rzeczy wszystko przebiega sprawniej, a podpowiadanie ogranicza się do minimum, ale również trzeba brać pod uwagę osobowość trenera.
Podpowiadać czy nie podpowiadać dzieciom podczas meczu?
I tak, i nie. Trzeba znaleźć złoty środek, choć wymaga to czasu i cierpliwości. Dużo zależy od grupy dzieci, ich poziomu umiejętności technicznych, ale także dojrzałości emocjonalnej. W Polsce mamy tendencję do przechodzenia w skrajności, jeśli coś podchwycimy nowego to idziemy w zaparte, jeśli czegoś się czepimy, to piętnujemy do bólu. Czy podpowiadanie dzieciom podczas meczu jest złe? Niekoniecznie. Sam to robię, ale w określonych warunkach. Niektóre dzieci potrzebują wskazania drogi, podpowiedzi z naszej strony. Każdy trener ma swój warsztat pracy, metody treningowe, odpowiednie narzędzia do komunikacji z dziećmi. W każdej drużynie są tzw. zadaniowcy oraz kreatywne osoby, do każdego trzeba dotrzeć z osoba. Nie ma idealnych recepty na sukces. Byle nie wrzeszczeć, sterować i wywierać nadmiernej presji na dzieciakach, bo to zawsze w dłuższej perspektywie źle się kończy. Dla wszystkich.
Na sam koniec pytanie (wielokrotnego wyboru) do Was – trenerów, instruktorów, nauczycieli wychowania fizycznego:
Jeśli podoba Ci się wpis to udostępnij go w mediach społecznościowych. Zapraszam do komentowania, dzielenia się swoją wiedzą oraz doświadczeniem w pracy z dziećmi i młodzieżą.
Piątka!