Z językiem francuskim nie mam nic wspólnego, nigdy nie kupię francuskiego samochodu, nie ciągnie mnie do Paryża, a widok ślimaków niekoniecznie kojarzy mi się z talerzem. Jedyne pozytywne francuskie skojarzenia to Roland Garros i filmy. Ale nie dla dorosłych. Trochę się namęczyłem z programem do montowania filmików, ale w końcu się udało. Przedstawiam suuuper zabawę prosto z francuskiego podwórka.
Inspiracje można znaleźć wszędzie, nawet w najmniej oczekiwanej chwili i miejscu.W piątkowy wieczór postanowiłem obejrzeć francuski dramat „Tomboy” (Chłopczyca). „Tomboy” będzie pokazywany w ramach przeglądu filmów francuskich w kinie Charlie w Łodzi. Co ciekawe, widzowie nad Sekwaną mogli obejrzeć ww. pozycję już w 2011. Puk, puk witamy w cywilizowanej Europie…
Film bez historii, nudny i przewidywalny do bólu. Fabuła jest na tyle banalna, że szkoda miejsca i czasu, żeby ją opisywać. Męczyłem się strasznie. Przeważnie daję szansę każdej pozycji do końca, tym razem nie wytrzymałem (dotrwałem do 58′). Nacisnąłem z ulgą magiczne „power off”. Choć przyznam, że jeden fragment utkwił mi w pamięci. Specjalnie dla Was wyciąłem scenę z filmu, w której francuskie dzieciaki rywalizują ze sobą w zabawie. W lesie, bez rodziców, z własnymi regułami. Wspomnienia z dzieciństwa wracają jak bumerang…
Przyznam, nie znałem wcześniej tej zabawy. Jest banalnie prosta, nie wymaga udziału dorosłych, jest… podwórkowa. Dzieci same ustalają reguły, same wskazują zwycięzców. To się nazywa szczęśliwe dzieciństwo, a nie ciągły dozór rodziców, którzy najchętniej zapisaliby swoje dzieci na 100 dodatkowych zajęć pozalekcyjnych.
Po obejrzeniu fragmentu zastanawiam się jak nazwać zabawę. Macie jakieś ciekawe pomysły? Zresztą, pal licho z nazwą, prostota tej zabawy jest porażająca, a emocje gwarantowane. Wykorzystałem ją podczas swojego treningu. Stosowałem różne modyfikacje (start na różne komendy, pozycje startowe). Ale tak na prawdę nie byłem potrzebny. Czasami mam ochotę odsunąć się zupełnie na bok, ale nie mogę. Z wiadomych przyczyn. To dzieciaki powinny organizować sobie same zabawy. Same rozstrzygać ewentualne spory (no chyba, że dochodzi do rękoczynów), a nie chodzić z każdą pierdołą do nauczycieli. Dzieciom brakuje samodzielności, ale w opinii rodziców, to są „tylko” dzieci, trzeba na nie chuchać i dmuchać. Teraz rodzice najchętniej zaplanowaliby dziecku cały dzień. Dzieci przygotowywane są do dorosłego życia. Za wcześnie. Nie ma miejsca na spontaniczne zabawy. Wszystko musi być zorganizowane przez dorosłych. Czy oni nie pamiętają jak wyglądało ich dzieciństwo?
Tęsknie za beztroskim dzieciństwem, a scena filmowa z „Chłopczycy” przedstawiająca dzieci bawiące się w lesie, powoduje, że wspomnienia wracają jak bumerang. Po szkole od razu biegłem na boisko, gdzie czekali na mnie kumple gotowi, żeby zagrać mecz. Jeśli nie było składu (rzadko to się zdarzało), graliśmy w jedynki, czy mundial. Wychodziłem z domu o 15, wracałem o 21. To było normalne. Cały dzień na dworze, cały dzień w ruchu. Nie miałem zaplanowanych zajęć dodatkowych z angielskiego, chińskiego, szachów. Niekiedy rodzice siłą musieli nas ściągać z placu gry. Nie chciałem zejść z murawy. Jeszcze tylko jeden mecz, jeszcze tylko pół godziny. Piękne i beztroskie czasy. Przychodziłem cały w błocie, ze zdartymi kolanami, ale z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie szedłem z byle czym do rodziców. Drobne otarcia, siniaki – kto by się tym przejmował? Nikt nie marudził. Cieszyłem się dzieciństwem. Szczęśliwym dzieciństwem!
Miałem tylko opisać zabawę, a wzięło mi się na sentymentalne wspominki. Ok, kończę już bo się rozczulę. Chyba się starzeje…